wtorek, 27 sierpnia 2013

Chapter 3

Przystanąłem w oddali od umówionego miejsca rozglądając się. Rozpoznałem ją natychmiastowo. Miała na sobie ciemne rurki, bluzkę odsłaniającą jej ramie oraz okulary.Powoli szedłem w jej kierunku. Przeczesałem ręką swoje włosy i usiadłem obok. Spojrzała na mnie, chociaż nie widziałem jej oczu zza ciemnych okularów, delikatnie się uśmiechnąłem, moje ciało było sparaliżowane nie miałem pojęcia jak zacząć.
- W czymś Panu pomóc...
- W sumie to tak, widzi Pani jestem nowy w tym mieście i chyba się zgubiłem...
- A gdzie pan szedł?
- Szukałem jakiejś restauracji - szczerze powiedziawszy poczułem głód - taniej restauracji, nie mam za wiele pieniędzy
- No to nie ma problemu. Tu za rogiem jest dobra restauracja oraz tania.
- A czy urocza Pani da się zaprosić - spytałem pewniejszym tonem
-  Niestety jestem umówiona - wyciągnęła telefon z torebki po chwili wrzucając go z powrotem odparła - właśnie się dowiedziałam, że ze spotkania nici. Więc jak propozycja dalej aktualna - spytała nieśmiało się uśmiechając. Pokiwałem głową i wstałem podając jej rękę. Szliśmy pogrążeni w milczeniu. Otworzyłem drzwi knajpki puszczając ją przodem. Boże jak ja nienawidziłem takich tandetnych romantycznych  bzdur, przewróciłem oczami i wszedłem za nią. Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Na jej palcu lśnił cholernie drogi pierścionek zaręczynowy. To będzie ciężkie zadanie - pomyślałem... Gdy ściągnęła okulary przez moment nie mogłem oderwać wzroku od jej tęczówek...
- Jestem Amanda -przedstawiła się
- Damon - uśmiechnąłem się tryumfalnie
Kelner przyniósł karty dań a my złożyliśmy zamówienie, na które na szczęście nie musieliśmy długo czekać. Jedząc obiad również rozmawialiśmy.
- Damonie powiedz mi coś o sobie,  co cię sprowadza do Londynu... O kurwa... zakląłem w myślach. Nie cierpię rozmawiać o przeszłości.
- To miasto mnie potrzebowało więc oto jestem - rozłożyłem ręce
- Haha.. -roześmiała się. - Szczera odpowiedź.
- Bo jestem szczerym człowiekiem, który jest zmęczony życiem w tym chorym świecie
- Racja.  Ten świat jest chory...
- Miałaś kiedyś takie uczucie żeby zostawić wszystko, być wolną, rozłożyć skrzydła i polecieć wysoko ponad chmury...
- Nawet teraz je mam....
- A Twój narzeczony - wskazałem na jej palec. Wzruszyła ramionami.
- Dużo pracuje...
- Jeśli chcesz mogę pokazać ci świat zupełnie inny od tego który znasz- zmrużyłem powieki
- Czyli jaki?
- Świat, w którym staniesz się wolna, gdzie zostawisz rzeczywistość za sobą
- Nie ma takiego świata.
-  Chcesz się założyć - wyciągnąłem rękę
- Tak. - podała mi swoją.
- Zapraszam za mną - wstałem od stołu rzucając ostatnie pieniądze na obrus. Nie pewnie zrobiła to co ja i wyszła.
- Powinnam ci ufać?
- Nie powinnaś - uśmiechnąłem się
- Zaryzykuje więc...
- Mądra dziewczynka - wziąłem ją za ramie. Szliśmy w dobrze mi znanym kierunku. Amanda przez całą drogę się rozglądała zupełnie tak jakby bała się, że ktoś nas może zauważyć.
- Gdzie idziemy?
- W moje sekretne miejsce -szepnąłem
- Trochę się boję.
- Nie ma czego - wepchnąłem ją do środka , reszta też tam była...
- No Damon wróciłeś! - krzyknął Olivier. - A dzień dobry pani.
- gdzie.gdzie my jesteśmy - wyjąkała przestraszona
- W raju. - Oli błysnął ząbkami
- Rozgość się - popchnąłem ja na zniszczoną kanapę. Zerkała zdziwiona to na mnie to na moich przyjaciół. Drżące dłonie zdradzały jej zdenerwowanie.
- Olivier jestem. - chłopak pochylił się całując jej rękę
- Emily jego dziewczyna - brunetka szturchnęła blondyna kwaśno się uśmiechając
- Amanda jestem - wyjąkała
- Wynoście się - syknąłem w ich stronę...Posłusznie wykonali moje żądanie a ja zostałem  z nią sam na sam...
- Dziwni są.
- Oddani - poprawiłem ją zbliżając się
- Jesteś ich Panem?
- Jestem władcą tego miejsca a każda z ich dusz należy do mnie
- Pan Mroku...
- Podoba mi się ... - zająłem miejsce obok niej odgarniając jej włosy
- Czemu się ciebie boją?
- Jak powiedziałem wcześniej ich dusze należą do mnie - przejechałem palcami po jej policzku. Otworzyła lekko usta i patrzyła jak zahipnotyzowana...
- Ja też?
Zbliżyłem usta do jej wystającego obojczyka jeżdżąc po nim wargami. Chciała się odsunąć, ale to co robiłem jej nie pozwalało. Pomału stawała się moja. Złapałem jej nadgarstek uniemożliwiając ruchy a drugą dłoń przyłożyłem do jej serca.... Cicho jęknęła z bólu, który przeszył jej ciało.
- Zostaw mnie ...
- Ciiii - musnąłem jej usta - jeszcze chwilka...Lekko się wzdrygnęła. Moje dzieło zwieńczyła mała blizna na jej lewej piersi. Otrząsnęła się i wstała. Rozsiadłem się wygodniej  obserwując każdy jej ruch... Tyłem szła do drzwi... Teraz już się nie bałem, Amanda należała do mnie.
- Chcę wyjść - wyszeptała
- Więc idź...ale wiedz, że jutro zaczniesz mnie sama szukać - utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy...
- Niemożliwe. Jesteś tylko człowiekiem...
- Niedługo zmienisz zdanie maleńka - szepnąłem odpalając papierosa. Wyszła już nic nie mówiąc . Poczułem, że jest w niej coś wyjątkowego coś czego nie potrafiłem rozpoznać... Ale jedno jest pewne... Amanda należy do mnie...

1 komentarz:

  1. Jestem coraz bardziej zachwycona, cudowny ten rozdział nie mogę się już doczekać kolejnego

    OdpowiedzUsuń