środa, 28 sierpnia 2013

Chapter 4

Szedłem uliczkami Londynu rozmyślając czy Damonowi się uda. Miałem nadzieję że pokaże na co go stać. Amanda była Kimś, miała pieniądze. Dzięki niej moglibyśmy mieć wszystko. Przeszukałem swoje kieszenie. Miałem dwie stówy, które w łatwy sposób mogłem rozmnożyć . Skierowałem się do ulubionego kasyna . Zająłem miejsce przy stoliku z pokerem. Twarzą nie wyrażającą niczego zacząłem grać. Karta mi szła. W kilkanaście minut moja pula się powiększyła. Zadowolony nie przestawałem. Całą noc dobrze się bawiłem. Nad ranem miałem nagromadzone kilkanaście tysięcy. Kupiłem papierosy i odpalając jednego ruszyłem do Emily . Szczęście się tym razem do mnie uśmiechnęło, zazwyczaj przegrywałem wszystko co miałem.  Pełen nadziei zapukałem do drzwi małego mieszkanka.
-No wchodź - usłyszałem...Podszedłem do dziewczyny siedzącej na parapecie w kuchni, paliła ...
-Witaj kochanie.
-Cześć.- wypuściła dym z ust i cmoknęła mnie w policzek .
-Nigdy nie zgadniesz co się wydarzyło - o mało nie krzyknąłem z zachwytu
-Wygrałeś w lotto.- mruknęła. - No mów.
-Byłem w kasynie - odparłem łapiąc jej delikatną dłoń
-Znowu..- Jęknęła...Wyciągnąłem plik banknotów i rzuciłem nim na stół
-Wygrałeś?!- była zaskoczona .
-Dokładnie 12 tysięcy - uśmiechnąłem się. Rzuciła mi się na szyję
-Tylko ich nie przegraj.
-Dlatego przyszedłem do Ciebie - objąłem ją mocno
-Cieszę się. Kocham cię wariacie .
-Ja ciebie mocniej - musnąłem jej wargi. Byłem cholernym szczęściarzem inna dziewczyna na jej miejscu już dawno kopnęła by mnie w dupę przez mój nałóg
-Zjesz coś ?- spytała
-A może zjemy na mieście w najdroższej restauracji - wyszeptałem całując jej ramie
-Już chcesz tak wydawać?
-Chcę ci sprawić przyjemność nim Damon nam wszystko odbierze - odparłem
-Dobrze. Więc chodźmy. Nie powiedziałem jej , że po drodze kupiłem prezent. Chciałem się odwdzięczyć za jej pomoc i poświęcenie. Wyszliśmy z mieszkania trzymając się za ręce . W końcu dotarliśmy na miejsce.  Nie często bywaliśmy w takich miejscach. Gdy sobie mogliśmy na to pozwolić korzystaliśmy. Odsunąłem krzesełko przed Emily i sam usiadłem naprzeciw. Zamówiliśmy obiad który z przyjemnością zjedliśmy . Zaczerpnąłem powietrza klękając przed ukochaną. Patrzyła na mnie wielkimi oczami...
-Olivier ...- Z kieszeni spodni wyciągnąłem małe pudełeczko uchylając wieczko
-Boże...- wydusiła mrugając powiekami
-Emily Green czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną - słowa wypływały ze mnie same. Kręciła niedowierzająco głową. Potem przytakiwała i tak na zmianę . Wsunąłem pierścionek na jej smukły palec a ona się na mnie rzuciła zwalając z nóg. Miałem gdzieś ludzi gapiących się w naszą stronę.
-Boże kocham cię kocham kocham-. Powtarzała... Pozbieraliśmy się z podłogi a ja zapłaciłem kelnerowi za posiłek. Skierowaliśmy się do parku, kochaliśmy to miejsce. Cała promieniała. Uśmiechała się i mnie całowała.
-Olivier - otuliła moją twarz - obiecaj mi coś
-Co tylko chcesz.- odparłem pewnie.
-Że przestaniesz grać - wyszeptała niepewnie spoglądając w moje oczy
-Nie umiem...- Po jej policzkach popłynęły łzy...
-Musisz mi pomoc.
-Kochanie zawsze ci pomagałam i pomogę ZAWSZE - krzyknęła mocno wpijając się w moje usta. Oddałem każdy pocałunek jakim mnie obdarowała. Emily była prawdziwym aniołem... Moim aniołem. Miałem w niej wsparcie i zaufanie . Resztę popołudnia spędziliśmy na sofie oglądając filmy lecz nadszedł moment w którym musieliśmy się zbierać. Czekali na nas.
-Nie chcę tam iść. - powiedziała stanowczo.- Proszę.
-Dlaczego ? - spytałem zdziwiony jej reakcją
-Nie dziś. Mam dość.
-Emily - zamknąłem oczy - wiesz co zrobi mi Damon jak się nie pojawię... należę do Niego
-Nie prawda!- krzyknęła.- Nie prawda ! To pieprzony dupek któremu wydaje się że ma cały świat. Damon Drake jest zimnym oraz wyrachowanym skurwielem!
-Uspokój się! - warknąłem  iw tym momencie blizna na sercu zaczęła piec... to był On wzywał mnie...
-Proszę idź do niego .jesteś Jego.- wyrwała się.
-Em - wyciągnałem dłoń upadając na dywan
-Jaka Em?! Damon nie Em - warknęła. Moje ciało wpadło w drgawki a z ust toczyła piana
-Olivier czekałem na ciebie - usłyszałem
-Nie - krzyknąłem dusząc się własną śliną
-Olivier ...- powtórzył
-Nie.. nie chce - wiłem się po podłodze próbując zatkać uszy
-Słuchaj mnie. To ja jestem panem
-Emily! Emily! - mój rozpaczliwy krzyk niósł się po całym mieszkaniu
-Olivier ...kochanie niech on cię zostawi! - Bolało, łzy płynęły po mojej twarzy lecz nie mogłem nic zrobić to moja kara, kara za złamanie przysięgi. Po męczącej godzinie opadłem bez sił. Ręce mi drżały a przez ciało przechodziły spazmy bólu.
-Olivier.- ona wciąż była przy mnie. Uniosłem wolno powieki starając się złapać oddech
-Już dobrze jestem przy Tobie - szeptała raz za razem. Tuliła mnie mocno całując. Pomogła mi wstać...
-Emily ja muszę iść..nikt nigdy nie zignorował pierwszego ostrzeżenia -szepnąłem przerażony
-Dobrze ale wróć do mnie.- błagała. Pocałowałem ją zrozpaczony i opuściłem mieszkanie. Wracałem do Damona. Do duszy którą zatrzymał . Po kwadransie otworzyłem drzwi meliny wchodząc wolno do środka. Z cienia wyłoniła się Jego sylwetka.
-W końcu szanowny Olivier zaszczycił nas swoją obecnością - podszedł uderzając mnie w twarz z mojego nosa buchnęła krew. Mógł robić ze mną co chciał. Nie mogłem się sprzeciwiać .
-Siadaj - warknął. Zrobiłem jak kazał.
-Dusza Amandy znajduję się już w moim posiadaniu to tylko kwestia czasu aż się o tym przekona - oznajmił odpalając papierosa
-Gratulacje - otarłem krew.
- No Olivier kto jak kto ale ty się akurat powinieneś cieszyć - wysyczał wypuszczając dym z ust - ta kobieta ma pieniądze czyli jest Kimś jak ty to określasz
-Cieszę się ale ktoś mnie tak połamał że wybacz ale nie będę skakał z radości .
-Podobno się oświadczyłeś - odparł uśmiechając się złośliwie
-Nooo ...oświadczyłem.
-Więc najszczersze gratulację - wycedził przez zaciśnięte zęby. Coś tam mruknąłem i rozmasowałem ramię które bolało jak diabli.
-Wezwałem was bo potrzebuje żebyście mi sprowadzili pewnego człowieka
-Kogo? - spytałem wyciągając fajkę
-Andrew Stanleya chce wyssać z niego całą duszę. Zakpił sobie ze mnie więc teraz ja zakpię z niego
-Co mamy zrobić dokładniej ?
-Pojmać go gdy będzie wychodził z pracy następnie przyprowadzić tutaj - na jego twarzy pojawił się uśmiech
-Jasne.- odpowiedzieliśmy równo.
-Później jakoś wam to wynagrodzę... - nie zdążył dokończyć. Do środka wpadła Amanda...
-Damon, Damon - powtarzała .
-Już jesteś - odparł wskazując jej sofę. Nie poszła tam zamiast tego podeszła do Niego. Zrobiła coś czego nikt by się nie ośmielił, pocałowała jego usta
-Przepraszam. Musiałam... Drake odwrócił twarz spluwając na ziemie
 -Siadaj - popchnął ją z całej siły. Spełniła jego życzenie.
-Wynocha - krzyknął do nas. Bez protestu skierowaliśmy się do wyjścia. Mogłem wrócić do domu. Do mojej Em...

wtorek, 27 sierpnia 2013

Chapter 3

Przystanąłem w oddali od umówionego miejsca rozglądając się. Rozpoznałem ją natychmiastowo. Miała na sobie ciemne rurki, bluzkę odsłaniającą jej ramie oraz okulary.Powoli szedłem w jej kierunku. Przeczesałem ręką swoje włosy i usiadłem obok. Spojrzała na mnie, chociaż nie widziałem jej oczu zza ciemnych okularów, delikatnie się uśmiechnąłem, moje ciało było sparaliżowane nie miałem pojęcia jak zacząć.
- W czymś Panu pomóc...
- W sumie to tak, widzi Pani jestem nowy w tym mieście i chyba się zgubiłem...
- A gdzie pan szedł?
- Szukałem jakiejś restauracji - szczerze powiedziawszy poczułem głód - taniej restauracji, nie mam za wiele pieniędzy
- No to nie ma problemu. Tu za rogiem jest dobra restauracja oraz tania.
- A czy urocza Pani da się zaprosić - spytałem pewniejszym tonem
-  Niestety jestem umówiona - wyciągnęła telefon z torebki po chwili wrzucając go z powrotem odparła - właśnie się dowiedziałam, że ze spotkania nici. Więc jak propozycja dalej aktualna - spytała nieśmiało się uśmiechając. Pokiwałem głową i wstałem podając jej rękę. Szliśmy pogrążeni w milczeniu. Otworzyłem drzwi knajpki puszczając ją przodem. Boże jak ja nienawidziłem takich tandetnych romantycznych  bzdur, przewróciłem oczami i wszedłem za nią. Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Na jej palcu lśnił cholernie drogi pierścionek zaręczynowy. To będzie ciężkie zadanie - pomyślałem... Gdy ściągnęła okulary przez moment nie mogłem oderwać wzroku od jej tęczówek...
- Jestem Amanda -przedstawiła się
- Damon - uśmiechnąłem się tryumfalnie
Kelner przyniósł karty dań a my złożyliśmy zamówienie, na które na szczęście nie musieliśmy długo czekać. Jedząc obiad również rozmawialiśmy.
- Damonie powiedz mi coś o sobie,  co cię sprowadza do Londynu... O kurwa... zakląłem w myślach. Nie cierpię rozmawiać o przeszłości.
- To miasto mnie potrzebowało więc oto jestem - rozłożyłem ręce
- Haha.. -roześmiała się. - Szczera odpowiedź.
- Bo jestem szczerym człowiekiem, który jest zmęczony życiem w tym chorym świecie
- Racja.  Ten świat jest chory...
- Miałaś kiedyś takie uczucie żeby zostawić wszystko, być wolną, rozłożyć skrzydła i polecieć wysoko ponad chmury...
- Nawet teraz je mam....
- A Twój narzeczony - wskazałem na jej palec. Wzruszyła ramionami.
- Dużo pracuje...
- Jeśli chcesz mogę pokazać ci świat zupełnie inny od tego który znasz- zmrużyłem powieki
- Czyli jaki?
- Świat, w którym staniesz się wolna, gdzie zostawisz rzeczywistość za sobą
- Nie ma takiego świata.
-  Chcesz się założyć - wyciągnąłem rękę
- Tak. - podała mi swoją.
- Zapraszam za mną - wstałem od stołu rzucając ostatnie pieniądze na obrus. Nie pewnie zrobiła to co ja i wyszła.
- Powinnam ci ufać?
- Nie powinnaś - uśmiechnąłem się
- Zaryzykuje więc...
- Mądra dziewczynka - wziąłem ją za ramie. Szliśmy w dobrze mi znanym kierunku. Amanda przez całą drogę się rozglądała zupełnie tak jakby bała się, że ktoś nas może zauważyć.
- Gdzie idziemy?
- W moje sekretne miejsce -szepnąłem
- Trochę się boję.
- Nie ma czego - wepchnąłem ją do środka , reszta też tam była...
- No Damon wróciłeś! - krzyknął Olivier. - A dzień dobry pani.
- gdzie.gdzie my jesteśmy - wyjąkała przestraszona
- W raju. - Oli błysnął ząbkami
- Rozgość się - popchnąłem ja na zniszczoną kanapę. Zerkała zdziwiona to na mnie to na moich przyjaciół. Drżące dłonie zdradzały jej zdenerwowanie.
- Olivier jestem. - chłopak pochylił się całując jej rękę
- Emily jego dziewczyna - brunetka szturchnęła blondyna kwaśno się uśmiechając
- Amanda jestem - wyjąkała
- Wynoście się - syknąłem w ich stronę...Posłusznie wykonali moje żądanie a ja zostałem  z nią sam na sam...
- Dziwni są.
- Oddani - poprawiłem ją zbliżając się
- Jesteś ich Panem?
- Jestem władcą tego miejsca a każda z ich dusz należy do mnie
- Pan Mroku...
- Podoba mi się ... - zająłem miejsce obok niej odgarniając jej włosy
- Czemu się ciebie boją?
- Jak powiedziałem wcześniej ich dusze należą do mnie - przejechałem palcami po jej policzku. Otworzyła lekko usta i patrzyła jak zahipnotyzowana...
- Ja też?
Zbliżyłem usta do jej wystającego obojczyka jeżdżąc po nim wargami. Chciała się odsunąć, ale to co robiłem jej nie pozwalało. Pomału stawała się moja. Złapałem jej nadgarstek uniemożliwiając ruchy a drugą dłoń przyłożyłem do jej serca.... Cicho jęknęła z bólu, który przeszył jej ciało.
- Zostaw mnie ...
- Ciiii - musnąłem jej usta - jeszcze chwilka...Lekko się wzdrygnęła. Moje dzieło zwieńczyła mała blizna na jej lewej piersi. Otrząsnęła się i wstała. Rozsiadłem się wygodniej  obserwując każdy jej ruch... Tyłem szła do drzwi... Teraz już się nie bałem, Amanda należała do mnie.
- Chcę wyjść - wyszeptała
- Więc idź...ale wiedz, że jutro zaczniesz mnie sama szukać - utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy...
- Niemożliwe. Jesteś tylko człowiekiem...
- Niedługo zmienisz zdanie maleńka - szepnąłem odpalając papierosa. Wyszła już nic nie mówiąc . Poczułem, że jest w niej coś wyjątkowego coś czego nie potrafiłem rozpoznać... Ale jedno jest pewne... Amanda należy do mnie...

Chapter 2

Narkomani to ludzie bardzo wrażliwi, być może słabi, którzy nie potrafią dać sobie rady z tym światem. Dlatego szukają czegoś, co im ten świat ubarwi. I bardzo często nie wiedzą, w co się pakują. Narkomanem jest się od pierwszego zastrzyku do końca życia. I nie ma się co oszukiwać – później tracimy wszelką wrażliwość.


Otworzyłem oczy... obok mnie leżała dziwka,którą sprowadziłem zeszłej nocy. Podniosłem się i z grymasem na twarzy zacząłem ubierać . Z kieszeni spodni wyciągnąłem paczkę białych Marlboro i leniwie wsunąłem jednego do ust... Dziewczyna zaczęła się budzić. Nie była piękna, posłużyłem się nią jedynie po to aby zaspokoić swoją potrzebę. Tak było prościej... Bez zbędnych słów rzuciłem w nią ubraniem. Musiałem wyjść . Ubrała się i wzięła ode mnie kasę . Zbiegłem na dół po czym wsiadłem w swojego dość już wysłużonego Mustanga.  Reszta czekała pewnie na towar. Skierowałem się do dobrze znanego mi miejsca.  Na terenie obecnej piwnicy kiedyś mieścił się pub.  Dotarłem tam i dołączyłem do swoich hmm.. ''przyjaciół''.
- no siemanko Damon w samą porę - wysyczał Olivier przerywając migdalenie się ze swoją dziewczyną. Nie odpowiedziałem. Często ignoruje ludzi. Rzuciłem na stół dragi i oparłem się o ścianę .
- kończy nam się kasa - odparłem wsuwając dłonie do kieszeni dżinsów
- Trzeba coś wymyślić.- mruknęła Emily
- Tylko co - dodał Christopher porcjując biały proszek
- Damon coś wymyśli. - rzucił Olivier wciągając amfe .
- Damon, Damon, Damon - warknąłem - a wy od  czego jesteście. Popatrzyli po sobie, dobrze wiedzieli, że ze mną nie wart zadzierać, natomiast Emily tylko przewróciła oczami. Wzięła piwo i usiadła na krześle .
- ja mam pomysł - odparła po chwili - Moja głupia siostra i jej jeszcze głupszy mąż przyjaźnią się z dość bogatymi ludźmi.. czekajcie jak oni się nazywali - zagryzła wargi próbując sobie przypomnieć najwidoczniej ich imiona - Amanda i Peter, są narzeczeństwem. Damon dałbyś radę ją uwieść..
- Ja? Mam uwodzić?- nie podobało mi się to. Nienawidziłem z kimś rozmawiać tym bardziej okazywać uczucia kobiecie .
- Tylko ty możesz to zrobić - Ton Em przybrał uwodzicielską barwę
- Dobra skończ. - przerwałem jej ekscesy.- Zastanowię się.
- jeśli nie chcesz chętnie się nią zajmę - Chris odpalał papierosa zerkając na mnie. Prychnąłem. No On to się z pewnością nie nadaje . Drzwi otworzyły się z hukiem,  do środka wszedł Jacob. Właściciel tej meliny. Nienawidziłem go, z reguły nienawidzę ludzi ale jego szczególnie.
- Dzieciaki przepraszam, że przerywam to urocze spotkanie ale gdzie moja forsa - Przetarłem twarz czekając na to co odpowie reszta.
- Dostaniesz ją tylko daj nam trochę czasu - odezwał się Chris
- Ile tego czasu? Nic nie robię innego tylko daję wam czas. Wiecie co mam już tego kurwa dość macie jeszcze 2 dni w przeciwnym razie - zerknął w stronę Emily - policzymy się inaczej...Potem wyszedł trzaskając drzwiami. Założyłem ręce na klatce patrząc na nich, ten skurwiel nie żartował.  Emily posłała mi dziwne spojrzenie....
- No dlaczego ja? - jęknąłem  wiedząc o co jej chodzi.
- Nie ma czasu żeby się sprzeczać musimy zacząć działać i  to od razu - syknęła. Do tej dziewczyny miałem wielki szacunek. Chyba jako jedynej.
- Jak mam ją znaleźć? - spytałem niechętnie. Uśmiechnęła się złośliwie - ukradłam telefon Amy . Zaraz  do niej napiszę jako moja siostra. Umówię się z nią na 13:00 przy fontannie na świętym placu.
- Świetnie. - rzuciłem podciągając rękawy koszuli. Zaczerpnąłem powietrza wyciągając papierosa. Wszystko się robiło co raz bardziej skomplikowane. Czułem jak wszystko wymyka mi się z rąk. W sumie to ja założyłem to stowarzyszenie i powinienem być za nich odpowiedzialny, spojrzałem po ich twarzach.
- Wybaczcie..- szepnąłem. Pokiwali głowami na znak, że rozumieją.  Po 12 wyszedłem z naszej kanciapy. Chciałem się przejść aby wymyślić dobry plan na poderwanie tej całej Amandy.
Miałem swój urok...chyba, bo kobiety tylko leciały w moją stronę... Z reguły wybierałem dziwki z nimi nie  było problemów. W nocy dawały przyjemność a w dzień znikały...
No Damon musisz się bardzo postarać o dobry początek, a reszta przyjdzie łatwo....

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Chapter 1

18 lipca 1995

- Danny wróg atakuje! - krzyknąłem w stronę przyjaciela zajmując miejsce przy naszym własnoręcznie zbudowanym działku. Chłopiec przybiegł do mnie i razem odparliśmy atak nieprzyjaciela .
Każdego dnia bawiliśmy się w to samo... Danny od zawsze chciał iść do wojska. Nie wyobrażał sobie innego życia...
- A ty kim chcesz być ?- zapytał kiedyś gdy razem siedzieliśmy w szałasie .
ja... chyba policjantem w końcu to również bohater tak jak żołnierz - odparłem zgodnie z prawdą
- Racja. - przyznał i mnie przytulił.- Jesteś jak brat.
- Przyjaźń na zawsze - wyciągnąłem mały palec w stronę Dana
- Na zawsze - zrobił to samo.
   
Teraźniejszość 



Gdybym miał urodzić się na nowo 
Gdyby drugą szansę los mi dał 
Poszedłbym tą samą ślepą drogą 
Będę taki sam, zawsze taki sam

Od tamtego czasu minęło 18 lat. Wiele rzeczy się zmieniło, Ja się zmieniłem. Już nie jestem tym samym słodkim dzieciakiem biegającym po podwórku co kiedyś. Stałem się kimś znacznie gorszym. Dla mnie nie ma uczuć i miłych słów . Jest szczera i brutalna prawda. Świat, w którym żyjemy jest zły oraz zepsuty do szpiku kości, jest przepełniony nienawiścią, kłamstwem i nigdy nie stanie się lepszym miejscem. Ja się tylko dopasowałem. Jestem tłem tej szarej rzeczywistości. 

Jestem Damon Drake... 

Prologue

 Szedł przez noc rozświetloną neonami
Jego przyszłość ma właśnie się wypalić
Jego twarz - była maską przemocy
Miał to, o co właśnie sięgał do upadłego
Ten punkt, z którego nie ma powrotu
Gdzie nie zostało nic do osiągnięcia

 Zaledwie ślady smutku
Wszystkie łzy pozostały niewypłakane
Zaledwie echa szaleństwa
Wszystkie jego zachcianki umarły
Pogrzebał swe marzenia
Ale koszmary pozostały żywe
Uzależnienie jest jak ogrodzenie
Które trzyma cię z daleka od drugiej szansy
Gdy droga do wolności kończy się

 Alkohol, narkotyki, i cała reszta
Poszedł ulicą jednokierunkową
Która doprowadziła go do desperacji
Nauczył się cięższej drogi
By kraść, walczyć i oszukiwać
Tu nie zostało nic do nauczenia
W głębi duszy swej, znalazł
Słowa, których miał się nauczyć:
Stąd nie ma odwrotu...